la casa de los kurczakos

mieszkać na wsi i nie mieć kurczaka?
co to to nie!





jak zwykle wyszło jakoś tak przypadkiem. kury są od dawnej sąsiadki ze wsi obok. przebąkiwaliśmy coś, że planujemy mieć kurczaki - a sie okazało, że ona ma kurę, która ma potrzebę usiąścia na jajkach. cóż było robić? kupować za jakiś czas na targu od nie wiadomo kogo, karmione nie wiadomo czym? lepszy swojski...

tak więc - budowa kurnika musiała ruszyć w tempie ekspresowym. i oto on:

la casa de los kurczakos!




nazwa powstała dzięki zosi, która uświadomiła mnie, że jeśli będę miała 'la casa de las kuras' to będzie to oznaczało, iż prowadzę dom dla księży... także ten - dobrze jest znać kogoś mądrego :p




tymczasowy mobilny apartament może nie jest ideałem, ale funkcje swoje spełnia: buda daje schronienie wewnątrz i cień pod spodem, siatka chroni wybieg, a doczepiane kółka pozwalają na przemieszczanie się na nierozdrapaną i świeżą trawę.




jest to tylko letnia rezydencja, gdyż nie posiada żadnego ocieplenia, więc do jesieni mamy czas na postawienie kurnika całorocznego.






niestety noce są jeszcze zimne, dni deszczowe, więc kury znaczną część czasu spędzają w piwnicy. a pani kura jest u nas tylko na wypożyczeniu - na zewnątrz wietrznie i chłodno, pisklaki trochę głupiutkie, więc pani matka musi jeszcze ten gang podszkolić. ale lada dzień gdakacze rozpoczną zwiedzanie świata na własną rękę (skrzydło?).



trafiło się 13 sztuk - no bo jakże by mogło inaczej?

...any color you like as long as it`s black...



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty