warsztaty bardzo retro

stary młyn, haftowana koszula, kuchnia opalana drewnem, piec chlebowy... taka to właśnie będzie historia.
 
 


w ustrzykach dolnych stoi młyn - a w nim MUZEUM MŁYNARSTWA I WSI. byłam tam już kiedyś - a dokładnie to 7 lat temu. jadłam wtedy ciasto na ciepło (chyba szarlotkę) z bajerami i byłam zauroczona wszystkim, co widziałam wokół.

młyn stoi nadal, a jedzenie...
...samo wspomnienie zastawionego stołu sprawia, że jestem cięższa o pół kilo...

po raz kolejny skorzystałam z warsztatów prowadzonych przez STOWARZYSZENIE PRO CARPATHIA. warsztaty kulinarne? potrawy regionalne? nie mogło mnie tam zabraknąć! oto dziewczyny odpowiedzialne za całe to przedsięwzięcie:
 


 
warsztaty zaczęły się od poczęstunku: pierogi w dwóch wersjach oraz racuchy z jabłkami... tak, były pyszne. a to był dopiero początek rozpychania żołądka...

następnym punktem programu było przejście do chaty chlebowej, gdzie nastąpiła zmiana garderoby. nikt nie oponował, nawet pan wojciech, który okazał się rodzynkiem w tej babskiej grupie. umundurowani i podekscytowani słuchaliśmy opowieści oraz poleceń PANI SZEFOWEJ BOŻENY.
 
 

 
a w chacie chlebowej - skansenowe eksponaty, klimatyczne dodatki, drewniane ławy i stoły...
 
 












niby jest takie powiedzenie 'gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść' - ale kursantów było dziesięciu, więc efekt był... sami zobaczcie...
 
 


 


 
pierwszą potrawą, którą mieliśmy zrobić, była kisełycia. zupa na bazie wywaru z białych warzyw, z sokiem z kiszonej kapusty, śmietaną i skwarkami. tak szczerze, to trochę mnie przerażała ta kombinacja. bałam się, że będzie to jakaś kwaśna lura...
 
 
 
 




koniec końców - zeżarłam dwie miski, mimo że obiadowe pierogi nadal uciskały mi trzewia.
 
 



 


drugą potrawą były hreczanyki/hryczanyki, czyli kotlety z kaszy gryczanej i mięsa mielonego, podane z ziemniakami i surówkami. czosnkowe, wysmażone...
 


 
 
 
 













a czy ktoś przypuszczał, że po takim dniu będzie na nas czekać jeszcze kolacja? oj była, była... w gościńcu, w którym nocowaliśmy, poczęstowano nas barszczem ukraińskim i fuczkami z gulaszem... ręka w górę - kto pękł od samego czytania?
 
drugi dzień we młynie był pod znakiem wypieków. w chlebowej chacie pojawił pan JANUSZ - piekarz, a właściwie stolarz. razem z SZEFOWĄ stanowią nietuzinkowy duet.




najpierw do rozgrzanego pieca trafił chleb. bochenki pieczone są na użytek karczmy - pomyślcie tylko o smalczyku i ogóreczku na pajdzie z prawdziwego chleba na zakwasie, wypiekanego w najprawdziwszym piecu chlebowym...
 
 


 




 
 
 
piec chlebowy to jednak piec chlebowy - bochenki wychodzą z niego przepiękne i przepyszne.
 









w czasie gdy chleb się piekł, na stolnicach powstawały proziaki. skład prosty jak chłopska kuchnia - mąka, kwaśne mleko (maślanka lub kefir), soda, sól. z jednego ciasta powstały dwie wersje proziaków - jedne były pieczone na blaszy na kuchni, a drugie trafiły do pieca. i nie trzeba było być jakimś koneserem albo innych fachowym znawcą, aby poczuć różnicę.
 
 






 
 



 

 

 


po wyjęciu proziaków, pusty piec został wypełniony kapuśniakami z ciasta drożdżowego. farsz był kapuściano-twarogowy.
 
 
 
 
każdy kursant lepił według własnej fantazji, więc były kapuśniaki podłużne, pierogowe, kwadratowe, okrągłe...
 
 

 

 
 ...wszystkie wyszły pachnące i pulchne. kapuśniak - taka mała rzecz, a cieszy.
 
 

 

 
to nie był koniec zabawy z mąką.


 
na przyrządzenie czekał klepak - czyli kluseczki z płatków owsianych, w karczmie we młynie podawane ze skwarkami ze słoniny, smażoną cebulką oraz twarogiem.
 
 





 








kiedy wszyscy już pękali w szwach, przyszła pora na zbawienny ruch - zwiedzanie młyna.
 
 









 
historia tego miejsca jest niezwykle bogota, jednak moja pamięć wypełniona skwarkami, nie była w stanie zarejestrować już niczego poza faktem, że życie ludzi i przedmiotów bywa gotowym scenariuszem niesamowitego filmu.





Komentarze

Popularne posty