drzwi

dom bez drzwi?

przez pierwsze trzy miesiące rzeczywiście drzwi nie było. egzystowanie w takich okolicznościach bywa... upierdliwe... zwłaszcza kiedy dzieciak nauczy się raczkować albo przyjdą goście i ktoś nagle zechce skorzystać z toalety...

można kupić w markecie najtańsze drzwi i mieć problem z głowy. i nawet chcieliśmy tak zrobić. zainstalować proste, drewniane drzwi, które zawsze można później przerobić czy przemalować. a czemu jednak nie mamy drzwi z marketu?

a... no bo majstrzy tak budowali, że w domu każdy otwór na drzwi ma inny wymiar.
inny.
niestandardowy.
wymiar.
w takiej chwili - kiedy taka oto informacja dotrze do skołowanego mózgu - to niewiadomo czy ręce mają opaść, czy kogoś udusić.
co więcej - nic się nie da zrobić - bo tu lecą jakieś rury, tu przewody, tu jakiś betonowy słup, a tu po prostu nie ma miejsca na większą dziurę, bo są schody...

i cóż? trzeba było dzwonić po stolarza. przyjeżdżał, mierzył raz, potem drugi raz, rysował, kombinował, znowu mierzył, upewniał się, czy aby na pewno dobrze nas rozumie... bo z nami nie tak łatwo :p

największym wyzwaniem były drzwi łazienkowe. bo wizja była - tylko pomysłu na wykonanie nie było... drzwi miały być z szybką, ale matową, żeby było widać, że światło zapalone, ale nie było widać kto i co. no i jeszcze kształt tej szybki... jak pokazaliśmy stolarzowi rysunek... oj, miał stolarz z nami problem... ale w końcu wymyślił, jak to wszystko złożyć do kupy...



Komentarze

Popularne posty