yan cieśla i lampa

poznań, początek lat 90. XX wieku...

słuchałam wtedy "fasolek", w kioskach było "bravo" i "popcorn", w telewizji "generał daimos", a w czipsach można było znaleźć złożone w kwadracik banknoty o nominale 500zł. były też chrupki - chrupki kukurydziane "flips". a w nich zdrapki. niemal codziennie latałam do sklepu spożywczego w kamienicy obok po paczkę chrupek. i za każdym razem na zdrapce było "smacznego".

aż tu któregoś dnia...

w zdrapce "niespodzianka"... już nie pamiętam, co trzeba było potem z tą zwycięską zdrapką zrobić. w każdym razie pewnego pięknego dnia dotarła do mnie przesyłka - pudło dupereli - naklejki, plany lekcji, papierowy daszek na gumce (taki przeciwsłoneczny), drobnica niesamowita oraz t-shirt. biały t-shirt z mordką królika na czerwonym tle. szał...

ćwierć wieku minęło i od tamtej pory nic nigdy nie wygrałam. no dobra - rzadko kiedy brałam udział w jakichkolwiek zawodach czy konkursach. były po drodze jakieś rozgrywki w siatkówkę, konkurs recytatorski, kilka razy zagrałam w totka. bez rezultatów...

aż tu któregoś dnia...

wiadomość, że nagroda główna jest moja!

jakiż to konkurs? jakaż nagroda?
ano niejaki yan cieśla ogłosił na swoim fanpejdżu, że odda lampę temu, kto wykona 3 zadania - trochę prozaiczne, trochę podchwytliwe.

po otrzymaniu wiadomości o wygranej - czekałam na przesyłkę. nie ukrywam - z powątpiewaniem - może to jednak pic na wodę. tyle wszędzie tych konkursów, bajecznych nagród, a samochód i tak zwykle trafia do zięcia organizatora. nadzieja oklapła zupełnie, kiedy się okazało, że kurier nie może odnaleźć domu... no wszystko sie sprzysięgło przeciwko mnie! już pożegnałam się z lampą, bo niejeden kurier nie mógł do nas trafić i błądził po okolicy tłukąc kilometry (nie wspominając już o zimie, kiedy to niektórzy w ogóle rezygnowali z jazdy tutaj...). przyszedł weekend, już oczyma pesymistycznej duszy widziałam, jak lampa wraca do yana, a on rozkłada ręce w geście "cóż robić? miała baba pecha, drugi raz nie wysyłam"...

przyszedł poniedziałek - i przyszła paczka.




pudło, do którego swobodnie mogłabym wsadzić swoich dwóch szkodników i wysać ich do timbuktu w chwili załamania nerwowego i kryzysu rodzicielstwa. na zdjęciach konkursowych lampa wydawała się... taka... nieduża.




żeby nie robić konkurencji żyrandolom, które są (na suficie lub w warsztacie), postanowiliśmy umieścić lampę w jakimś pomieszczeniu z drzwiami. tak więc pokój babci (tzn. pokój dla gości) doczekał się oświetlenia.







jeszcze jakieś 13 konkursów i kwestię oświetlenia w domu będziemy mieć z głowy!!! :D

Komentarze

Popularne posty