wiosna w rzeszowie

słooooooońceeeeeee!

dwa ciepłe dni wystarczyły, żeby okolica zamieniła się w bagno. cóż, takie uroki życia na glinie. ale ciepły wiatr szybko osusza kolejne kałuże, widziałam nawet przebiśniegi u sąsiada, a u nas pomału wychylają się krokusy i żonkile. niby prognozy straszą jakimś śniegiem i powrotem zimy na weekend... tak więc - żyjmy chwilą i patrzmy prosto w słońce...

dziś wylądowałam w rzeszowie z racji wizyty u dentysty. a że nareszcie pogoda sprzyjała spacerom, to ze znieczuloną połową twarzy postanowiłam poszwędać się po mieście i może przy okazji coś załatwić. niestety moja znajomość rzeszowa jest na razie zerowa - z przystanku dla busów potrafię dojść do dentysty, marketu spożywczego i na starówkę.

zmierzając - tym razem - na starówkę natknęłam się na jednej z uliczek na tłum - dosłownie ni z tego, ni z owego, na dotychczas dość pustych ulicach wyrósł tłum. okazało się, że to kolejka do okienka z pączkami. udało mi się zerknąć przez szybkę - wyglądało obiecująco. ale potem popatrzyłam na miejsce, w którym kolejka się kończyła i doszłam do przykrego wniosku, że na tę partię lukrowanych cudeniek się nie załapię...

smętnie skierowałam się na rynek w poszukiwaniu stowarzyszenia pro carpathia. już od dawna próbowałam tam dotrzeć, ale albo brakowało czasu, albo lał deszcz, albo akurat przyjechałam samochodem i nie miałam cierpliwości, żeby szukać miejsca parkingowego. tym razem dotarłam. a w jakim właściwie celu tam pielgrzymowałam? ano takim:




miałam nadzieję, że załapię się jeszcze na jakieś archiwalne egzemplarze karpackiego przeglądu - niestety żaden, nawet pomięty i zapomniany, się nie uchował. pan, z którym rozmawiałam, zapytał skąd moje karpackie zainteresowania i tak od słowa do słowa doszliśmy do tematu ikon. i wtedy owy przesympatyczny pan podszedł do regału, którego nośność półek była imponująca. wyciągnął wielką książkę i zapytał, czy ją znam. tytuł był mi obcy, aczkolwiek obiecujący - 'wczesne rosyjskie malarstwo ikonowe' - tak by chyba należało przetłumaczyć tytuł. książka wydana w moskwie w 1974 roku.




a co w środku? kawałek raju na ziemi...




nie dość, że zdjęcia dobrej jakości, to jeszcze niektóre obrazy mają powiększone co ciekawsze/ważniejsze fragmenty.






w chwili, gdy próbowałam nacieszyć oczy i na raz obejrzeć wszystkie zdjęcia, pan oznajmił, że daje mi tę książkę. najpierw myślałam, że się przesłyszałam, potem, że chyba odczuwam jakieś skutki uboczne dentystycznego znieczulenia, a na koniec prozaicznie zgłupiałam. ale pan okazał się mówić poważnie...




...kto trafi na wzgórze na lipcowe warsztatowe spotkanie przy ikonie będzie miał się czym inspirować...




Komentarze

Popularne posty