pożegnanie roku 2021

wiem, wiem... dawno niczego nie napisałam. ale ta końcówka roku to... no nawet mi brakuje odpowiednich słów.

tak mi się marzy, żeby nowy rok był takim prawdziwym 'nowym początkiem', czystą kartą, kalendarzem z równoległego wszechświata. bo ten zestaw miesięcy, który właśnie się kończy, to...
 

ogrodniczo - rok był beznadziejny.
 
nie zebrałam ani jednej marchewki, mimo że wysiałam kilka opakowań. czosnek z okazji wczesnojesiennych opadów w 95 procentach zgnił. pod folią krzaki pomidorów były bezlitośnie zżerane przez ślimaki. papryki nawet nie chciały rosnąć, a te którym udało się nawet coś wyprodukować również padały ofiarą oślizgłych, bezmuszlowych potworów, zanim miałam szansę cokolwiek zebrać.
 
wczesnym latem pękałam z dumy patrząc na moje drzewka owocowe. zwłaszcza grusza mnie cieszyła - rachityczny badyl był oblepiony owocami. oczyma wyobraźni robiłam zdjęcia wypełnionego po brzegi kosza... aż któregoś dnia się okazało, że mieliśmy włamanie - z uszkodzeniem mienia... 'coś' nie dość że zeżarło gruszki i połamało gałęzie, to jeszcze złamało całe sąsiednie drzewo... uchowała się jedna gruszeczka.




podszkoliłam się z zimowania papryk w domu - w końcu są to rośliny wieloletnie. wykopałam egzemplarze, które jeszce dawały oznaki życia, postawiłam na parapecie... tylko po to, żeby po kilku dniach zobaczyć, że obsiadły je jakieś latające cholerstwa... poddałam się.

w tym roku nie zawiodły tylko pigwowce, pigwa i aronia.
przyszły rok będzie obfitował w nalewki...


ze zwierzakami też nie było dobrze.

niespodziewane powiększenie koziego stada wywróciło życie stajenne do góry nogami. gringo - jak na pechowego czarnego kocura przystało - wylądował tyle razy u weta, że chyba powinnam jakąś kartę stałego klienta dostać. kury najpierw zostały zaatakowane przez jastrzębia, a potem zajął sie nimi lis zostawiając nam jedną sztukę (i sześć piskląt, za którymi najwyraźniej nieopłacało mu się ganiać). no i... odszedł od nas niezwykły koń - mefisto. i to tak tuż przed świętami... rumak, o którym mógłby film powstać. miał zdecydowanie więcej charakteru niż centymentów wzrostu, a i rozumu więcej niż niejeden człowiek.
 
i jak tu nie narzekać na taki rok?

nie wspomnę już o takich rzeczach i wydarzeniach jak: witkacy duszący sie klockiem lego, rozpoczęcie nauki janka muzykanta w szkole podstawowej, zepsucie się pralki, zepsucie się zmywarki, dwukrotne wzywanie hydraulików do zatykającej się kanalizacji (w tym raz trzy dni przed świętami, gdy na zewnątrz było kilkanaście stopni mrozu), pół pracowni niedokończonych projektów, jarmarkowe porażki (a to pogoda, a to konkurencyjne imprezy w okolicy kradnące klientów, a to kiepska miejscówka wyznaczona przez organizatora), poślizgi w pracach budowlanych (stajnia nie stoi, garaż nie wykończony)...

udało mi się schudnąć 4 kilo!
...a potem przyszły święta...

zdecydowanie mam dość tego roku.

tak więc - i wam i sobie życzę, aby nadchodzący rok był ZDECYDOWANIE LEPSZY.



Komentarze

Popularne posty