sporty zimowe

dawno, dawno temu...

żyły sobie dzieci, które całe dnie spędzały na dworze - a zwłaszcza, gdy przychodził czas wakacji lub innych ferii. dzieci te zimą chodziły na łyżwy, chodziły na sanki, zjeżdżały z każdej możliwej górki tudzież rampy przywarsztatowej.

kiedy na uliczkach między blokami zamarzały kałuże, były one najlepszymi bezpłatnymi ślizgawkami. zasuwało się po nich w butach, a jak zamarzło coś większego to i na łyżwach.

którejś zimy lat 90. wieku dwudziestego w sanoku jak zwykle było śnieżnie i mroźno. z kuzynką założyłyśmy łyżwy, żeby pojeździć pod blokiem. gdy kałuże nas znudziły, znalazłyśmy sobie górkę. niedużą, niestromą. taki spadek terenu od chodnika w kierunku domu. ot, cały zjazd mógł mieć jakieś 3 metry. na końcu tej górki znajdowało się ogrodzenie posesji, tak więc zjeżdżając z górki należało wyhamować rękami na tym ogrodzeniu. ogrodzenie metalowe, ażurowe. i tak sobie zjeżdżałyśmy z tej góreczki... do momentu, w którym ręce kuzynki minęły się z pionowymi prętami ogrodzenia... w sumie nikogo nie dziwiło podbite oko, bo anka-hanka to mistrz wypadków.

a jak teraz można spędzać czas zimowy?
nadal ekonomicznie... :D
mieszkanie na wzgórzu w tym pomaga.



może warto pomyśleć o przyuczeniu futrzaków do ciągnięcia zaprzęgu? na smyczy ciągną jak szalone - parę w łapach mają :D




uwaga na wilki!!!

Komentarze

Popularne posty