co na kolację?

nienawidzę wieczorów...

nie dlatego, że jestem zmęczona, czy że jest w domu jakiś szczególny młyn. każdy wieczór to taki mały koszmar. pojawia się wtedy pytanie - co na kolację? normalnie to by człowiek zjadł kanapkę, rybę z puszki, ewentualnie puszkę piwa. ale co, jeśli w domu do nakarmienia jest dwójka wybrednych w dodatku nieletnich? ja wiem, że oni mogliby codziennie jeść płatki śniadaniowe, chałkę z dżemem, ewentualnie parówki. ale ileż można? w dodatku słodka kolacja jakoś nie do końca mnie przekonuje...

a więc co? kanapka z wędliną? nie. kanapka z serem? nie. jajko na twardo? nie jajecznica? nie. ryba? o nigdy w życiu!

portale internetowe też nie są pomocne - jakieś placki z kasz, cukiniowe cuda, twarożki... nic z tych rzeczy nie przejdzie... (chociaż ja bym nie pogardziła...) ale poza słodkimi propozycjami - cała reszta po prostu się nie nadaje...

i tak co wieczór chodzę od lodówki do spiżarki, od spiżarki do internetu i zerkając nerwowo na zegarek próbuję wymyśleć jakąś pożywną i pyszną kolację...

dzisiaj było nie inaczej.

siedząc w spiżarce i gapiąc się po raz setny na paczki z kaszami i makaronami wzrok mi zawisł na małym niebieskawym opakowaniu. chiński makaron. ten taki przeźroczysty... w sumie chłopaki lubią makarony... co mi szkodzi spróbować...? awaryjne parówki czekają w lodówce.

jakoś tak wyszło, że rozmrażało mi się na kuchennym blacie mięso w sosie. coś w rodzaju gulaszu w wersji z sosem sojowym. mięsko nieco pikantne, właściwie to słodkawo-słono-ostro-orientalne.

i co?

...i musiałam otworzyć drugą paczkę makaronu, bo dla taty nie wystarczyło...

...

ma ktoś jakieś nie-słodkie proste pomysły na kolacje?
nie pogardzę żadną inspiracją...

Komentarze

Popularne posty