wielka improwizacja

wczoraj późnym popołudniem dotarła do nas przesyłka - okazało się, że to krzaki - w większości drzewka owocowe. spodziewałam się jej dopiero gdzieś na początku kwietnia... niestety drzewka zakupione w wersji "z gołym korzeniem", więc chcąc nie chcąc - trzeba było je jak najszybciej posadzić. i nieważne, że wieczór nadciąga, że wszyscy w domu z bólem gardła i głowy, katarem... kalendarz rolnika też w sumie twierdził, że dzień nie nadaje się do niczego. ale gołe korzenie mają to wszystko w głębokim poważaniu...

miejsca na drzewa były już wcześniej wyznaczone. i nic poza tym. ziemia jeszcze nie dokupiona, doły nie wykopane... krótko mówiąc - sadzenie odbyło się na wariata z dużym dodatkiem kombinatoryki.

najpierw - wykopanie dołów. dość sporych - żeby nawrzucać tam czegoś lżejszego i żyźniejszego niż glina, na której przyszło nam żyć. a co do dołów? użyłam tego, co było pod ręką - resztka odkwaszonego torfu, trociny (które normalnie służą do palenia w piecu), nieco już przekompostowane liście spod sterty gałęzi, która pozostała po zeszłorocznej wycince brzóz. do tego nawóz w granulkach, który został dodany w gratisie do przesyłki. nie wiem czy taka kombinacja przypadnie krzaczorom do gustu... mam nadzieję, że nie będą bardzo wybrzydzać i chociaż się przyjmą...

w sumie 14 nowych roślin - grusza, wiśnia, 2 śliwy, 5 jabłoni, 2 pigwy, 2 czarne bzy i jarzębina. ostatnie sztuki sadziłam, jak już było ciemno - trochę na czuja. teraz trzeba za dnia przejść się i popatrzeć, czy przypadkiem coś nie tkwi w ziemi do góry korzeniami...


walka z czasem i workiem trocin. futrzaki nie użyczyły żadnej z 24 łap do pomocy...

Komentarze

Popularne posty