ja pierniczę...

gdy w domu zapanuje wieczorna cisza - wtedy można pewnym krokiem przekroczyć próg kuchni i wyciągnąć pudełko z foremkami...

ja wiem, że są tacy, którzy uważają wspólne pieczenie ciastek z dziećmi za coś miłego, wspaniałego, rodzinnego i w ogóle. obiecuję, że kiedyś tego spróbuję. słowo harcerki! ale w tym roku więcej bym zbierała mąki z podłogi i klęła we wszystkich językach świata na powyginane foremki niż wyciągnęła z piekarnika niespalonych pierniczków.

niestety - absolutnie nie wiem, w którym z kartonów z napisem "kuchnia" mam zapakowany duży wałek do ciasta... w szufladzie z kuchennymi utensyliami miałam tylko coś, co jest nieśmiesznym dowcipem... no ale cóż poradzić? dobrze, że ciasta nie było dużo...




kto by uwierzył, że foremkę "kościół z dzwonnicą" przywiozę z ateistycznej republiki czeskiej?






w tym roku przepis eksperymentalny. tak, tak - nie mogę znaleźć swojego zeszytu z przepisami... może do przyszłego roku się znajdzie. a może tegoroczny okaże się lepszy?




jak na razie pierniczki są miękkie. może skruszeją za kilka dni...




jeszcze 3,5 dnia i wigilia... co jeszcze zdążę zrobić? pożyjemy, zobaczymy...

Komentarze

Popularne posty