od zera do bohatera, czyli o tym jak prawie zostałam wdową

kołtun to taki gamoń. taka mamałyga z oklapniętym uchem, która podczas zabawy potrafi nie zauważyć zaparkowanego samochodu i na niego wpaść. melepeta, której do tej pory nie mogę nauczyć nawet najprostszej komendy 'siad' niezależnie od ilości i jakości oferowanych przysmaków.




jak się jednak okazuje, pozory mogą mylić.

nasz gospodarz ze wzgórza wybrał się dzisiaj z psami (w ilości sztuk 3: kołtuniasty, skarpa, tequila) na spacer. polami i krzakami, zdala od ludzi, którzy nierzadko panikują na widok biegającego czarnego wilka. czym się ten spacer różnił od wielu innych? oto relacja gospodarza:

Wymyśliłem sobie dzisiaj nową trasę na niedzielną wyprawę z psami. Kolejny dzień strasznie wieje, więc poszedłem jak zwykle w dolinę, lecz nie do stawu, gdzie Kołtun uwielbia się kąpać (o każdej porze roku), ale dla odmiany w górę doliny.

Spacer jak to spacer w tej okolicy - na trasie mnóstwo powalonych drzew, jeżyny, bagno, nawet trochę śniegu jeszcze zostało - ciężko było się przedzierać. Ścieżki mają tutaj tylko zwierzęta, ostatni ludzie byli tu chyba przed wojną. Gdzieniegdzie tylko widać zarysy starych miedz.


Tequila co chwilę znikała pogonić za czymś, co tylko ona sama widziała - czasem był to bażant, czasem zając, a czasem nikt nie wie co. Za którymś razem okazało się, że jest to... stado dzików (chociaż przez krzaki nie byłem wtedy jeszcze pewny co to tam ucieka). Tequila niestety przejawia zero reakcji na przywoływanie, ale stado dzików uciekło gdzieś w las. Tak mi się przynajmniej wydawało...

Zrobiło się już cicho. Dwa pozostałe psy (Skarpa i Kołtun) kręciły się przy mnie. I wtedy od strony całej zadymy wznieconej przez Tequilę wybiegł na nas wielki dzik.

Ani gazu pieprzowego, ani nawet kija - nie miałem nic. Czasem na takie chaszcze zabieram maczetę, ale dzisiaj nie miałem absolutnie NIC. Co więcej - nie wziąłem ze sobą telefonu. Zanim w jakikolwiek sposób zareagowałem, sprawy w swoje łapy wziął Kołtun i z wyszczerzonymi zębami ruszył na dzika. Kołtun to może i jest kawał psa, ale jednak od dzika zdecydowanie mniejszy - mimo tego, dzik zmienił kierunek i przebiegł parę metrów ode mnie uciekając przed Kołtunem. Do pogoni dołączyła Skarpeta, która do tej pory tak samo jak ja stała wmurowana.


Aż mi się ciepło zrobiło, gdy zdałem sobie sprawę, jak niewiele mnie dzieliło od wytarmoszenia przez odyńca. Wiele razy spotykałem dziki - niektóre bały się mniej i nie uciekały, niektóre nawet z ciekawości podchodziły, ale nigdy na mnie nie szarżowały!


A dzików coraz więcej - jak kleszczy. Chyba się zapiszę do koła łowieckiego...





kawał schabu na kolację to chyba nie przesada, prawda...?



Komentarze

  1. Ja ostatnio przez okno łazienkowe widziałem siedem sztuk biegnących wzdłuż strumyka także petardy i zapalniczkę mam na stałe w kieszeni .

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie Mysliwy by się przydał na górce😀😀

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty