warsztaty w beskidzie niskim - część druga

po wieczorze w towarzystwie nietoperzy oraz zaokiennej ciszy nadszedł drugi dzień warsztatów - wypełniony zdobnictwem regionalnym tak, że się wylewało. ten dzień należał do pani BARBARY MARCHEWKI oraz jej kufro-kosza, który ledwie mieścił się w drzwiach. nie uda mi się wymienić wszystkiego, więc wypunktuję ogólnikowo: w owym koszu były książki, pisanki, ubrania, biżuteria, tkaniny, torby, wyszywane serwety, drobiazgi wszelkiej maści oraz słomiany warkocz.




nie sposób również streścić wszystkich historii, które usłyszeliśmy. ale najważniejsze, że oczy się napatrzyły...
 
 









 




















oto naprawdę fajnie wydana mapa.






póżniej przyszła pora, aby warsztatowicze zamienili się w rękodzielników. chyba nieźle nam wyszło, co nie?













 
pomalowane torby schły na słońcu.






warsztaty zakończyły się obiadem pod chmurką. nie wiedziałam, że zupę szczawiową można zrobić tak, żeby była zjadliwa... a do tego naleśniki (krokiety?) z farszem na bazie kapusty oraz w wersji słodkiej - serowej. i jak tu człowiek ma stracić choćby pół kilo...?
 
i jeszcze kilka pocztówek z farfurni:
 
 

 










a w domu...
 
 
 
 
czułam się jak u siebie - półki z kubkami, gdzie każdy jest inny...


 
 
i nawet karnisze wyglądają znajomo...
 





i jeszcze tylko dwa słowa:
było cudnie!



Komentarze

Popularne posty