warsztaty w beskidzie niskim - część pierwsza

a czy wiecie już, że podkarpacie nie jest nudne? są tu nie tylko pocztówkowe widoki - ale i jest co wśród tych zalesionych pagórków robić (i nie chodzi mi jedynie o wędrowanie).

trafiłam na listę uczestników warsztatów organizowanych przez stowarzyszenie procarpathia (o wcześniejszym spotkaniu z procarpathią możecie przeczytać klikając tu). w ramach projektu o nazwie 'szlak kultury wołoskiej na pograniczu polsko-ukraińskim' wzięłam udział w warsztatach serowarskich oraz ze zdobnictwa regionalnego. sama podróż na południe (no dobra, południowy-zachód) to materiał na oddzielną relację - widoki po drodze są niesamowite. najchętniej zatrzymywałabym się co kilka kilometrów i robiła zdjęcia... niestety tym razem nie miałam takiej możliwości.
 
po przejechaniu 103 kilometrów (raz zabłądziłam. nie, nadal nie zaprzyjaźniłam się z żadnym gps-em...) dotarłam w końcu do rodzinnego gospodarstwa ekologicznego 'figa' w miejscowości mszana (do tej pory moje spotkania z 'figą' ograniczały się do zakupów na wszelakich jarmarkach). tutaj czekały serowe atrakcje, a naszym przewodnikiem i nauczycielem był pan wawrzyniec maziejuk.
 
 

 
po części teoretycznej (czyli opowieści o gospodarstwie, o historii serowarstwa w rejonie i o etapach produkcji sera) przyszła kolej na praktykę. każdy otrzymał uniform ochronny i mógł zobaczyć, jak krok po kroku powstają sery - jak również własnoręcznie przyczynić się do powstania (finalnie całkiem zgrabnego) kawałka sera wołoskiego. przyznaję się bez bicia - do tematu robienia serów podchodziłam jak pies do jeża. no bo w sumie to bardzo, bardzo chciałam, ale w razie wątpliwości ciężko zapytać filmik w internecie 'a co teraz?!?!?' - więc najzwyczajniej nie miałam odwagi samodzielnie się do tego zabierać. a tu taka okazja! można w trakcie mieszania w garze zadawać wszelkie nurtujące pytania! no w lepszym czasie nie mogłam trafić na takie szkolenie - małe kozy coraz mniej zainteresowane maminym mlekiem, a produkcja idzie pełną parą.
 
w gospodarstwie 'figa' sery wytwarza się ręcznie. a jak konkretnie? ano tak:

podpuszczka dodana do ciepłego mleka sprawia, że zawartość garnka zaczyna przypominać grudkowaty budyń...




...który następnie trzeba porozdrabniać.




grudki stają się coraz większe i opadają na dno. wtedy zaczyna się składanie sera w jeden kawałek.





potem - formowanie pojedynczych serów, czyli 'szczypanie' w kubkach.
 



 
 
po krótkim leżakowaniu w serwatce, sery są odciskane. oczywiście ręcznie. przypomina to ugniatanie plasteliny. takiej, która leżała bez opakowania. tak z miesiąc.






ostateczne nadawanie kształtu.









ten ser będzie się kąpał w solance i odciekał. można go jeszcze uwędzić. chociaż tak naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, aby go już teraz zjeść.
 
jeszcze rzut oka na dojrzewanie serów...
 
 


 



 

po spotkaniu z serem przyszedł czas na spotkanie z tymi, którym zawdzięczamy smak wyrobów - z kozami.








serowe warsztaty zakończyły się... degustacją. tę część trudno opisać... to trzeba przeżyć... wybaczcie - nie miałam czasu robić zdjęć, ręce miałam zbyt zajęte.
 




...ale na tym dzień się nie kończył. przed nami była niedługa podróż, pod koniec krętą drogą wśród barszczu sosnowskiego. gdy pojawił się znak 'uwaga niedźwiedzie' - byliśmy u celu.




co to za miejsce wśród barszczu i niedźwiedzi? farfurnia!

ledwie człowiek rozejrzał się wkoło - padło hasło `kolacja'. i tak - z widokiem na górę cergową i z przeprzytulnym psiakiem krążącym z poszukiwaniu bezrobotnych człowieczych dłoni - zasiedliśmy do stołu...
 





grillokolacja zakończona pękaniem w szwach... ale jak to moja sanocka babcia mówiła: `najedz się, bo ci się cygany przyśnią'. jak wiadomo, babci trzeba słuchać.
 
 


i tak wyglądał pierwszy dzień warsztatów. po dobrym dniu - czas na dobrą noc.





Komentarze

Popularne posty