winnica i schron

oj intensywnie się to lato zaczyna. ledwie wróciłam z warsztatów (część pierwsza i część druga), a tu 'wianki u hanki' czyli impreza w WINNICY SZTUKÓWKA. już w zeszłym roku chciałam się tam wybrać, ale nic z tego wyszło. w sumie to w ostatniej chwili trafiłam na plakat informujący o weekendzie z aktrakcjami pośród winorośli. jako że sobota to na wzgórzu dzień-bardzo-pracujący, to ominęły nas różne warsztaty i koncert, ale niedziela z kocem piknikowym pod jabłonką też była udana.




podróż mieliśmy z przygodami (ach, te gps-y), ale kiedy zobaczyłam taki znak gdzieś pośrodku lasu, na ścieżce, którą porusząją się głównie mrówki i komary, to znów stwierdziłam, że świat to jest jednak ciekawy i całkiem nawet piękny.




widać znak? nie bardzo. no wiem. ale myśmy też średnio widzieli - gdyż droga - a nie, chwila, wróć! 'kolekcja dziur artystycznie ułożona w kształt ścieżki przez las' rozchwiała wszystkim układy przedsionkowe, a pękanie ze śmiechu nie ułatwiało sprawy...
 
 


w końcu udało się! trafiliśmy! choć straganów było niewiele - to jak na niedzielne popołudnie w sam raz: i serek i wino i piwo i trochę rękodzieła i przemiłe panie z pierogami i innymi kulinarnymi cudami. ale po kolei.

najważniejsza rzecz: można było rozłożyć koc pod drzewem i nie martwić się o kleszcze! to dość niezwykłe, bo my to już tak odruchowo co kilka minut oglądamy kończyny sprawdzając czy jakiś pajęczak po nas nie lezie - to już chyba tik nerwowy, abo co?
 
 

 
jako że zbliżała się poraz obiadowa, to ciężko było się oprzeć paniom zachwalającym swoje dania... więc na piknikowym stole były i proziaki i żurek i pierogi i buła czosnkowa i zawijańce warzywno-mięsne...
 
 
 
 
była też oranżada landrykowa i... inne napoje...
 
BROWAR LASOWIAK. no i co ja mam tu powiedzieć? skandal! granda! dlaczego moje dzieci jeszcze nie mają prawa jazdy??? i - co jeszcze straszniejsze - dlaczego już nie było piwa z rabarbarem na wynos??? jak żyć, no jaaaaak żyyyyyyyć?
 



musiał mi wystarczyć zapach unoszący się nad craftowym kuflem...




leniuchowanie w cieniu na trawie to jednak jest przyjemna rzecz... zwłaszcza gdy wokół takie widoki...












nie wiem kto to - ale ten futrzak odwiedzał nas kilkakrotnie. był bardzo kulturalny i nienachalny. poproszony, grzecznie schodził z koca i nawet nie próbował kraść jedzenia.





tuż przed wyjazdem - obowiązkowe zakupy!!! tym razem wyjechaliśmy z:
 
- piwem (tylko czemuż, ach czemuż nie z rabarbarowym...?)

- serami z SEROWARNI PIASTOWSKIEJ - z czarnuszką oraz z pomidorami (to te dwa na desce przygotowane do krojenia)





- oraz oliwą od TAYGETOS VIRGIN - która miała tak oszałamiający zapach, że mogłabym się w niej kąpać i prać ubrania (a przynajmniej pościel). w ofercie były też mydła z oliwy, greckie miody, suszone oregano, figi, oliwki, a wszystko tak kuszące, że naprawdę ciężko było się zdecydować...






na tym dzień się nie skończył. po drodze mieliśmy jeszcze do obejrzenia schron kolejowy w STĘPINIE. tunel schronowy, który zwiedziliśmy, wchodził w skład głównej kwatery hitlera 'anlage süd'. jest to miejsce równocześnie interesujące i okropne.








zdjęcia są mylące - w środku wcale nie było jasno. lampy były daleko od siebie, jedynie nad tablicami informacyjnymi były małe żaróweczki, a niektóre miejsca w ogóle nie były niczym oświetlone. był półmrok, chłopaki przyświecały sobie telefonem. moje jasne zdjęcia są efektem li tylko mojej kompletnej nieumiejętności obsługi własnego aparatu - i tak po prostu wyszło...










zapach wilgoci, pleśń, kałuże, woda stojąca w pomieszczeniach... naprawdę nieprzyjmne miejsce.
 
 







 

 
nie dość że cimno to jeszcze zimno. gdy zaczęliśmy dostrzegać światełko w tunelu, myśl o trzydziestu stopniach na zewnątrz wydała nam się nawet przyjemną... niestety:




szybko wracaliśmy do wyjścia, ale jednak przejście prawie 400m zajmuje chwilę. chociaż schron to nie jedyny obiekt, który można obejrzeć, to tym razem nie mogliśmy zwiedzać pozostałych bunkrów i schronów, bo w aucie pozostały zakupy z winnicy.
 
ekipa w drodze powrotnej poszła spać, więc widokówek z trasy ni ma. musicie uwierzyć na słowo - przyjemne dla oka krajobrazy są w tych okolicach.

...wspominałam już, że podkarpacie nie jest nudne...?



Komentarze

Popularne posty